Bardzo udany wyjazd do Włoch

Dużym sukcesem zakończył się pierwszy organizowany przez nas wyjazd z projektu „Jestem Kibicem z HBA”. Ostatnie dni gościliśmy we Włoszech i dopingowaliśmy zawodników #giro100 podczas 10 i 11 etapu.

Jak by tego było mało, w dniu wolnym gdy kolarze odpoczywali, dzięki znajomościom Bartka i otwartości jego kolegów z Bora Hasgrohe byliśmy na wspólnym treningu i kawie z zawodnikami których na co dzień możemy oglądać na ekranach telewizorów. Wspólna kawa w samym sercu Asyżu a tu nagle pojawia się SKY, Bahrain, BMC czy ekipa Kuby Mareczko który również bardzo chętnie zgadza się na wspólne zdjęcie.

Widać, że dzień wolny, w takim miejscu bardzo był zawodnikom potrzebny. A my cali szczęśliwi i radośni po treningu zjedliśmy obiad na bazie menu z Giro gdyż ugościła nas kuchnia hotelu w którym spała ekipa Rafała Majki. Ten choć nieobecny bo walczy w Kaliforni, na pewno śledzi poczynania kolegów z drużyny, a Ci radzą sobie świetnie.

Wieczorem pierwszego dnia jeszcze malowanie drogi, swoją drogą widzieliście na Eurosporcie ? J i omówienie planu dnia na ITT oraz przepyszna kolacja w stylowej włoskiej restauracji.

Etap jazdy indywidualnej na czas, to cały dzień na nogach. Zwiedzanie strefy rozgrzewek, rozmowy z zawodnikami i obsługą, podziwianie sprzętu do jazdy na czas oraz dopingowanie zawodników na trasie i na mecie. A na deser, bezpośrednio za ścigającym się o wygranie całego wyścigu Nairo, szybki wskok na rundę i w szpalerze ludzi i pięknej oprawie „szybka” przeprawa z trasą jazdy indywidualnej na czas. Po tak długim dniu włoska Pizza była ukoronowaniem naszych przeżyć.

Ostatni nasz dzień na Giro to 11 etap. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy na metę etapu, na tyle wcześnie by przed kolarzami zrobić finałową sześćdziesięciokilometrową  rundę z podjazdem na wysokość 1347 m Monte Fumaiolo. Ponieważ trasa była zamknięta dla ruchu samochodów czuliśmy się jak zawodowcy i w pięknej scenerii, przy dopingu kibiców pokonaliśmy ponad 60 ostatnich km wyścigu. Łapaliśmy bidony i torby na bufecie oraz pasjonowaliśmy się finiszem.

Na koniec jeszcze pyszne lody w San Piero in Bagno i w drogę do domu.